w Poznaniu

W labiryncie wyobraźni

W labiryncie wyobraźni

Międzynarodowy Dzień Bibliotek Szkolnych to święto obchodzone co rocznie w październiku. Tematem przewodnim tegorocznych obchodów było hasło „W labiryncie wyobraźni”. Do czytelniczych zabaw zaprosiliśmy naszych uczniów w czwartek 24 października. W tym dniu „książka wyszła do człowieka”,w postaci przygotowanej na holu szkoły wystawy najciekawszych nowości czytelniczych zakupionych w ramach Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa. Wiele egzemplarzy natychmiast wypożyczono, pobijając rekord dziennej statystyki. Podczas przerw uczniowie rozwiązywali łamigłówki, zagadki, rebusy, krzyżówki, szyfrowali wiadomości, poszukiwali odpowiedzi na zestawy pytań z wiedzy literackiej i ogólnej, ukrytych na terenie szkoły. Wiele zadań wymagało wyszukania informacji z różnych źródeł dostępnych w bibliotece. Najliczniejszą grupę stanowili uczniowie z kl.7b i 5e. Wysiłek włożony w udzielenie poprawnych odpowiedzi został nagrodzony cukierkami.

Laureaci ogłoszonych wcześniej okazjonalnych konkursów: plastycznego dla klas 1 – 3 oraz literackiego dla klas starszych, otrzymali dyplomy i nagrody.

Wyniki konkursów „W labiryncie wyobraźni”

  • Plastyczny – klasy 1 – 3:

I miejsce – Franek Kustoń kl. 1a, Alicja Nowak kl. 3c

II miejsce – Jan Rok kl. 1a, Maja Adamczak kl. 3c

III miejsce – Emilia Tuliszka kl. 1b, Oliwia Wiśniewska kl. 3a

  • Literacki – kl. 4 – 8:

I miejsce – Michalina Łączek kl. 7b

II miejsce – Maria Kościelniak kl. 7b

III miejsce – Łukasz Łukaszewicz kl. 6e

 

Prace laureatów konkursu literackiego „W labiryncie wyobraźni”

 

I miejsce – Michalina Łączek kl. 7b

„…Poczułem ucisk w sercu. Dziadek w końcu naprawdę zwariował. Zawołałem go, ale odpowiedziała mi cisza.

Chodziłem od pokoju do pokoju, zapalałem światła i zaglądałem wszędzie tam, gdzie cierpiący na paranoję staruszek mógł się ukryć przed potworami: za meble, na stary strych, pod stół
w garażu, sprawdziłem nawet szafkę na broń. Naturalnie była zamknięta, na zamku widniały rysy po nieudanych próbach otwarcia drzwiczek. Na werandzie dyndały podeschnięte paprotki, a ja przyklęknąłem na imitującej trawę wykładzinie i zerkałem pod rattanowe ławki, obawiając się tego, co mogę znaleźć.

Nagle coś błysnęło w ogrodzie na tyłach domu…”

Szybko przeskoczyłem barierkę tarasu i żwawym krokiem, depcząc przy okazji margaretki, podążyłem za oddalającym się światłem. Westchnąłem – dziadek był szybszy niż sądziłem. Kiedy już miałem otworzyć furtkę, zobaczyłem, że dziadek leży na odrapanej, ale nadal kolorowej ławeczce parę metrów ode mnie. Myślę, że prędkość, z jaką podbiegłam do niego, mogła być równa prędkości światłą. Po tym, jak upewniłem się, czy z dziadkiem wszystko dobrze, spojrzałem przez ramię – światełko było daleko, ale nadal było widoczne. Pędem ruszyłem za nim. Kiedy już myślałem, że jest na wyciągnięcie ręki, zobaczyłem jak bardzo to światło przypomina dziewczynę, bardzo ładną dziewczynę. Nie wiem, ile się w nią wpatrywałem, mogła to być sekunda, mogła to też być godzina. Nagle ocknąłem się jak z transu. Dziewczyna zaczęła się świecić oślepiającym blaskiem, prosto z serca. Pod postacią zielono-złotego światła zniknęła w otchłani jeziora rozciągającego się za domem dziadka. Wskoczyłem do lodowatego jeziora mając nadzieję na złapanie jej, ale niestety nie udało mi się to. Cały przemoczony przekroczyłem próg domu, zalewając doszczętnie wycieraczkę. Dziadek najwyraźniej zdążył się już podnieść z ławki i dojść do domu.

– Witaj wnuczku kochany, widzę, że ty również dałeś się ponieść pokusie i pobiegłeś za nimfą.

– Nimfą? – zapytałem zdziwiony.

– Próbuję ją złapać, ale od pół wieku obawiam się, że to niemożliwe…

Chłopak nie uwierzył mu. Sądził, że na pewno uda się ją złapać. Próbował aż do swojego odejścia, wiele lat później. Dopiero na łożu śmierci zrozumiał, jak okropnie zmarnował swoje życie na próbowaniu dokonania niemożliwego.

 

II miejsce – Maria Kościelniak 7b

„…Poczułem ucisk w sercu. Dziadek w końcu naprawdę zwariował. Zawołałem go, ale odpowiedziała mi cisza.

Chodziłem od pokoju do pokoju, zapalałem światła i zaglądałem wszędzie tam, gdzie cierpiący na paranoję staruszek mógł się ukryć przed potworami: za meble, na stary strych, pod stół
w garażu, sprawdziłem nawet szafkę na broń. Naturalnie była zamknięta, na zamku widniały rysy po nieudanych próbach otwarcia drzwiczek. Na werandzie dyndały podeschnięte paprotki, a ja przyklęknąłem na imitującej trawę wykładzinie i zerkałem pod rattanowe ławki, obawiając się tego, co mogę znaleźć.

Nagle coś błysnęło w ogrodzie na tyłach domu…”

Obawiałem się tego, co może się wydarzyć. Podszedłem i zobaczyłem… mapę dziadka. Świeciła się jak gwiazdy na niebie. Niesamowite, lecz jednak coś było nie tak. Dziadek nigdy nie zostawiał swojej pamiątki po ojcu. Zdziwiłem się bardzo, lecz to nie był koniec tych zaskakujących wydarzeń. Na mapie połyskiwały duże złote litery. Przeczytałem powoli i nagle straciłem przytomność. Gdy się obudziłem, znajdowałem się w domku na drzewie, a przy mnie stała jakaś postać. Przestraszyłem się i krzyknąłem, ale ona powiedziała:

– Nie masz się czego bać, nic ci nie zrobię, mam na imię Lizzy. A ty?

– Jestem James… A tak w ogóle, gdzie ja jestem?!

– Oj, jesteś w miejscu, skąd nie da się wydostać – powiedziała z przygnębieniem Lizzy i zaraz zaczęła zerkać w kierunku mapy. Leżała tuż obok mnie. Już miałem ją podnieść, ale Lizzy mnie uprzedziła.

– To moje! – krzyknąłem.

– Wiesz co, ta mapa pozwoli nam powrócić do domu! – powiedziała z zadowoleniem Lizzy.

– Opowiesz mi, skąd się tu znalazłaś?

– OK. Zaczęło się od tego, gdy na trzynaste urodziny dostałam mapę – powiedziała dziewczyna.

– Podczas nocnej imprezy w ogrodzie, kiedy księżyc poświecił na papier, pojawiły się litery. Przeczytałam je i się tu znalazłam. Wydaje mi się, że tu człowiek się nie starzeje… Teraz twoja kolej! Jak ty się tu znalazłeś?

– No… Wyszedłem z domu w poszukiwaniu dziadka. Nagle na tyłach domu zaczęło się coś świecić, a potem przydarzyło mi się dokładnie to samo, co tobie.

– Chyba nie do końca. Ty się przeniosłeś z mapą, a ja bez.

– Dlatego ty nie mogłaś wrócić. A w ogóle, czy nie widziałaś mojego dziadka? Ostatnio totalnie zwariował na punkcie tego kawałka papieru.

– Czyli ten pan z siwą brodą to twój dziadek? Jest na dworze. Zbiera owoce. Jego też tu przyprowadziłam, gdy go znalazłam. W niektórych miejscach jest niebezpiecznie.

– To koniecznie zaprowadź mnie do niego!

Podeszliśmy do wielkiego drzewa. Był tam mój dziadek George. W końcu wyglądał na spokojnego. Przywitaliśmy się z wielkimi uśmiechami na twarzach. Następnie omówiliśmy sprawę mapy i doszliśmy do wniosku, że trzeba podążać do wielkiej góry według jej wskazówek. Rozszyfrowaliśmy znaki, które się tam pojawiły. Byłem zdziwiony, że znowu pojawiają się jakieś litery. Napisane było: Jeśli chcesz wrócić tam, skąd przybyłeś, stań na kamieniu tak jasnym, jak światło księżyca. Zdziwiło mnie to, bo było to bardzo łatwe do wykonania. Postanowiliśmy wyruszyć z samego rana.

Gdy pierwsze promyki słońca wpadły do domu, wstaliśmy i uszykowaliśmy się do podróży. Wcale nie było tak łatwo, jak myślałem. Szliśmy trzy dni w upale. Żar lał się z nieba. Na szczęście żadne dzikie zwierzę nas nie napadło. Kamień z serca! Doszliśmy i byłbym w pełni szczęścia, gdyby nie Lizzy, która uświadomiła mi, że musimy jeszcze wejść na sam szczyt góry. Niestety, zajęło nam to kolejny dzień. Gdy już dotarliśmy do celu, od razu znaleźliśmy skałę. Po wejściu na nią, znowu poczuliśmy, że tracimy przytomność. Gdy się ocknąłem, zauważyłem, że leżę w pokoju na swoim łóżku. Obok mnie stał dziadek. Wszystko wróciło do codziennego ładu.

Długo utrzymywaliśmy z dziadkiem kontakt z Lizzy i często rozmawialiśmy o naszej nadzwyczajnej przygodzie.

 

III miejsce – Łukasz Łukaszewicz 6f

„…Poczułem ucisk w sercu. Dziadek w końcu naprawdę zwariował. Zawołałem go, ale odpowiedziała mi cisza.

Chodziłem od pokoju do pokoju, zapalałem światła i zaglądałem wszędzie tam, gdzie cierpiący na paranoję staruszek mógł się ukryć przed potworami: za meble, na stary strych, pod stół
w garażu, sprawdziłem nawet szafkę na broń. Naturalnie była zamknięta, na zamku widniały rysy po nieudanych próbach otwarcia drzwiczek. Na werandzie dyndały podeschnięte paprotki, a ja przyklęknąłem na imitującej trawę wykładzinie i zerkałem pod rattanowe ławki, obawiając się tego, co mogę znaleźć.

Nagle coś błysnęło w ogrodzie na tyłach domu…”

Poszedłem tam i zobaczyłem dziadka kopiącego dół.

– Muszę się gdzieś schować – powiedział.

– Zamierzasz się schować w dziurze?

– Kto to powiedział?! – wykrzyknął – O nie, to chyba potwory!

– Nie, to ja – odpowiedziałem – Tu nie ma potworów.

Och, to dobrze. Pomóż mi z tym dołem.

– Nie ma tu potworów, a nawet gdyby były, nie ukryłbyś się w dołku w ogrodzie.

– … Może masz rację, ale w takim razie, co proponujesz? Gdyby była tu Catherine, na pewno w mig by coś wymyśliła.

Catherine była żoną dziadka. Była pomysłowa, pomocna i często nawet zabawna. Umarła jakiś rok temu. Jej śmierć nie należała do szybkich i bezbolesnych, zginęła bowiem w pożarze.

– Na razie chodź do domu, dziadku.

Dziadek odłożył starą zardzewiałą łopatę i ciągle wystraszony poszedł ze mną do domu, trzęsąc się i rozglądając na boki.

– Nie podoba mi się ten dźwięk – powiedział – Lepiej przyspieszmy. Rozejrzałem się dokoła i zauważyłem, że nastała już noc, więc przyspieszyliśmy. Po chwili doszliśmy do domu i udaliśmy się do swoich sypialni. W chwili, gdy otwierałem drzwi, usłyszałem przeraźliwy krzyk dziadka. Obróciłem się, by zobaczyć, co się stało. Zauważyłem, że w kuchni coś błysnęło, ale zignorowałem to i czym prędzej poszedłem do dziadka. Znalazłem go przygniecionego wielką szafą. Przy użyciu deski i szczęśliwie znalezionego na korytarzu pudełka, z ogromnym trudem i wysiłkiem podniosłem szafę. Po prostu położyłem ciężką deskę na metalowym pudełku i podważyłem szafę. Wydobyłem dziadka. Wtedy znów spostrzegłem błysk. Tym razem w łazience. To zabłysnęły oczy potwora. Wiedziałem już, co to były za błyski…